Prawo Unii Europejskiej od 2013 roku jasno zakazuje testowania na zwierzętach gotowych produktów kosmetycznych, jak i składników wykorzystywanych do ich produkcji. Czy w związku z tym, wszystkie kosmetyki sprzedawane na terenie Unii można uznać za wolne od okrucieństwa? Niestety temat ten jest bardziej złożony, a na rynek kosmetyczny należy spojrzeć w sposób globalny.
Szacuje się, że wciąż 70-80% państw na świecie prawnie dopuszcza testowanie składników oraz gotowych produktów kosmetycznych na zwierzętach. Co więcej, niektóre rynki wręcz takich testów wymagają przed wprowadzeniem danego produktu do sprzedaży. W praktyce oznacza to więc, że nawet kosmetyki produkowane na terenie Unii Europejskiej mogą mieć powiązania z testami na zwierzętach. I tym samym nie być wolnymi od okrucieństwa, nawet jeżeli same takich testów nie przeprowadzają. Europejskie marki kosmetyczne mogą na przykład sprzedawać swoje produkty w miejscach, gdzie konieczne są testy lub nie sprawdzać swoich dostawców pod kątem przeprowadzania takich testów.
Problem „cruelty free”
Główny problem ze zwrotem „cruelty free” jest taki, że nie posiada on na ten moment swojej prawnej definicji. Co skutkuje tym, że tak naprawdę każdy może interpretować go trochę inaczej. I w momencie gdy dana marka sprzedaje swoje produkty na przykład w Chinach, gdzie testy na zwierzętach przed opuszczeniem kosmetyku do obrotu są wymagane, podaje w oficjalnym oświadczeniu informację o tym, że nie testuje ona swoich produktów na zwierzakach – nie jest to kłamstwem, bo marki bardzo często nie robią tego osobiście. Dlatego warto samemu weryfikować tego typu informacje i sprawdzać firmy w wiarygodnych źródłach.
Po wpisaniu w wyszukiwarkę frazy „kosmetyki cruelty free” czy też „kosmetyki nietestowane na zwierzętach” znajdziemy mnóstwo gotowych list. Jednak bardzo często są to po prostu marki przepisywane z innych miejsc, bez samodzielnej weryfikacji przez autora i bez podania kryteriów, jakimi kierował się on tworząc taką listę. Podobnie wygląda kwestia oznaczeń na opakowaniach (najczęściej jest to logo króliczka) czy certyfikatów przyznawanych firmom. Na przykład potwierdzających wegańskość ich składów. Jak już wspomniałam, nie ma na ten moment prawnej definicji zwrotu cruelty free. Dlatego również grafiki z nim związane nie podlegają konkretnym przepisom, które mówiłyby kto może ich używać, a kto nie. Na ten moment nie ma również żadnego certyfikatu, który sprawdzałby marki pod kątem wszystkich powiązań z testami na zwierzętach,
a składy kosmetyków bez substancji pochodzenia zwierzęcego nie są z tym równoznaczne.
Gdzie szukać?
Gdzie zatem szukać wiarygodnych źródeł informacji na temat marek, które są potwierdzone jako wolne od okrucieństwa? Osobiście znam trzy takie miejsca, które zajmują się kontaktem z markami i ich weryfikacją, kierując się takimi kryteriami jak:
• firma nie testuje na zwierzętach kosmetyków na żadnym etapie produkcji,
• marka nie zleca takich testów innym podmiotom,
• składniki kosmetyków nie są testowane na zwierzętach oraz ich dostawcy nie
przeprowadzają takich testów,
• przedsiębiorstwo nie jest obecna na rynku chińskim (Hongkong/Macau jest jedynym wyjątkiem -więcej informacji na blogu HappyRabbit)
• firma nie należy do koncernu, który przeprowadza testy na zwierzętach. Ale zleca je innym podmiotom lub jest obecny w Chinach oraz nie ma powiązań z takimi przedsiębiorstwami.
Stowarzyszenie Kosmetyki bez okrucieństwa
Aby móc zweryfikować daną markę jako CF potrzebna jest odpowiednia wiedza w tym zakresie. W Polsce zajmuje się tym stowarzyszenie Kosmetyki bez okrucieństwa, założone przez Katarzynę Konopę. Wyniki działań stowarzyszenia można znaleźć na ich profilach w Social Mediach. Jednak najbardziej wartościowa jest moim zdaniem grupa na Facebooku „Kosmetyki bez okrucieństwa”. Można tam znaleźć wiele informacji o samych testach na zwierzętach, sposobach weryfikacji marek. Na bieżąco aktualizowane informacje o statusach firm. A także miejsce, w którym można samodzielnie zgłaszać polski marki do weryfikacji przez administratorki grupy.
Blog i aplikacja Happy Rabbit
Autorka bloga, Ewa Wewiór, współpracuje ze wspomnianym wcześniej stowarzyszeniem i również zajmuje się weryfikacją polskich marek kosmetycznych. Na blogu Ewy można znaleźć gotowe listy i zestawienia produktów które są wegańskie i cruelty free, w podziale na kategorie lub miejsca w których są sprzedawane. Dodatkowo powstała również aplikacja na telefon, która jest bardzo wygodnym rozwiązaniem, które możemy mieć zawsze przy sobie. Jest całkowicie darmowa, można ją pobrać zarówna na Androida jak i iOS i jest cały czas aktualizowana.
Blog Logical Harmony
W przypadku marek zagranicznych, ogromnym źródłem wiedzy jest blog prowadzony przez Tashinę Combs. Która przy weryfikacji marek kieruje się takimi samymi kryteriami co nasze polskie stowarzyszenie Kosmetyki bez okrucieństwa. Podobnie jak u Happy Rabbit, znaleźć tam można wiele gotowych zestawień produktów. Jednak największe źródło informacji to trzy długie listy. Pierwsza lista to marki potwierdzone przez Tashinę jako te w pełni cruelty free (warto jednak zwrócić uwagę na oznaczenia marek, które mają tak zwanego „testującego rodzica”.
Czyli firmy które zostały zweryfikowane pozytywnie jako CF, ale ich właścicielem jest aktualnie koncern lub firma mająca powiązania z testami na zwierzętach). Druga lista to marki które z pewnością nie są wolne od powiązań z testami. Na przykład sprzedają swoje produkty w miejscach, gdzie testy są wymagane oraz trzecia lista, tak zwana lista oczekująca. Są to marki, z którymi autorka bloga jest już w kontakcie i zaczęła cały proces weryfikacji lub te, które po prostu nie podjęły się współpracy i nie odpisują. Traktuje się je jako marki niepewne. Na blogu LH można również znaleźć miejsce, gdzie czytelnicy mogą zgłaszać propozycje marek do weryfikacji.
Autor: Kasia Stachniak- www.minimalniee.pl